Kardynałowie byli zadowoleni. 26 sierpnia 1978 roku, po zaledwie jednodniowym konklawe, wybrali na papieża patriarchę Wenecji kardynała Albino Lucianiego. 3 września Jan Paweł I, papież "o łagodnym uśmiechu", uroczyście rozpoczął panowanie. Ledwie jednak purpuraci rozjechali się do domów, 29 września jak grom z jasnego nieba spadła na nich wiadomość o śmierci Ojca Świętego. Przyczyną zgonu miał być atak serca, lecz był tak niespodziewany, że zaczęły krążyć różne, nawet fantastyczne, plotki .
W tej dziwnej atmosferze kardynałowie zaczęli wracać do Watykanu na pogrzeb Jana Pawła I i nowe konklawe. Znajdował się wśród nich kardynał z Krakowa, który podczas poprzedniego konklawe otrzymał 9 głosów.
Dostojnicy Kościoła byli podzieleni. Część z nich pragnęła zmian, których zapowiedź niósł II Sobór Watykański (Karol Wojtyła aktywnie w nim uczestniczył), reszta uważała, że reformy zaszkodzą Kościołowi. Zanim rozpoczęło się konklawe, spotykali się na półoficjalnych obiadach i kolacjach, dyskutowali o faworytach, szukali sojuszników.
Wkrótce powstały wśród nich dwa obozy: zwolenników kardynała Giuseppego Siriego, konserwatywnego arcybiskupa Genui, oraz liberalnego arcybiskupa Florencji Giovanniego Benellego. W sobotę 14 października 111 kardynałów zamknięto w wydzielonych pomieszczeniach Watykanu. Pozbawieni kontaktu ze światem, związani tajemnicą, mieli zadecydować o losach Kościoła. Tylko ci, którzy tam byli, wiedzą, co działo się za zamkniętymi drzwiami Kaplicy Sykstyńskiej. My zdani jesteśmy na domysły, przecieki i spekulacje.
Wiemy na pewno, że żaden z włoskich kandydatów w kilku pierwszych głosowaniach nie zbliżył się do wymaganej liczby 74 głosów. Dostojnicy zaczęli się niecierpliwić - uważali, że małostkowość Włochów, którzy blokują nawzajem swoich faworytów, może uniemożliwić wybór papieża.
Najpierw nieśmiało przebąkiwali o kandydacie spoza Włoch, potem arcybiskup Wiednia Franz Koenig zaczął namawiać do wyboru przedstawiciela Europy Wschodniej, w końcu otwarcie zaproponował kandydaturę Karola Wojtyły. O dziwo, prymas Polski poradził, by pozostać przy kandydaturze Włocha. Jednak kilka godzin później, po kolejnych bezowocnych głosowaniach, kardynał Wyszyński miał powiedzieć do krakowskiego arcybiskupa: "Jeśli cię wybiorą, musisz przyjąć. Dla Polski".
I wybrali. W poniedziałek 16 października ok. godz. 16.30 odbyło się decydujące głosowanie, w którym Karol Wojtyła dostał (wciąż możemy to napisać tylko nieoficjalnie) 99 na 111 kardynalskich głosów.
Miał 58 lat, co - jak na papieża - jest niezwykle młodym wiekiem. Pochodził z niewielkiego kraju zza żelaznej kurtyny. I powiedział: "Przyjmuję".
Niespełna dwie godziny później powtórzył to wiernym zebranym na placu św. Piotra. Wiernym nieco już znudzonym przeciągającym się konklawe i lekko rozczarowanym, gdy z ust mistrza ceremonii po radosnych słowach "Habemus papam - mamy papieża" padło nieznane imię Karol. Ale już imię Jan Paweł II - czytelne nawiązanie do osoby poprzednika - wzbudziło aplauz.
A słynne słowa nowo wybranego Ojca Świętego o człowieku z dalekiego kraju, wypowiedziane po włosku, nie bez drobnych błędów gramatycznych, za to z prośbą, by papieża poprawiać, jeśli się pomyli, zjednały mu szczerą miłość tłumu. Miłość, której miał doświadczać przez blisko 28 lat pontyfikatu.
Dziennik Zachodni / Wielki Piątek
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?