Cieszyć się, czy płakać? W 2010 roku bełchatowski szpital przyjął prawie 30,5 tys. pacjentów - o tysiąc więcej niż rok wcześniej. Szefowie placówki cieszą się, bo to znaczy, że do tego szpitala pacjenci mają coraz większe zaufanie.
- Przyczyn, dla których pacjentów przybywa, jest kilka - mówi Mirosław Leszczyński, dyrektor bełchatowskiego szpitala. - To dobra opinia o placówce, coraz lepszy sprzęt, większa liczba pacjentów spoza powiatu i wreszcie to, że społeczeństwo się starzeje i przez to częściej chorujemy.
Ale Leszczyński zdaje sobie sprawę, że ta popularność może drogo kosztować.
- Nadwykonania za 2010 rok to 3 mln zł - mówi dyrektor szpitala. - NFZ już powiedział, że za nie nie zapłaci. Ale czy to oznacza, że w 2011 roku mamy przestać przyjmować pacjentów, gdy skończą nam się limity na poszczególnych oddziałach? Przecież tak nie można.
Jak mówi, doskonale zdaje sobie sprawę, że z finansowego punktu widzenia strzela sobie samobójczego gola.
- Trudno, jeśli nie będzie szans na negocjacje, a na dziś wygląda na to, że nie będzie, skierujemy sprawę o odzyskanie pieniędzy za nadwykonania do sądu - dodaje dyrektor szpitala.
Ale postępowanie w sądzie może się ciągnąć nawet trzy - cztery lata i zwykle prowadzi do odzyskania części pieniędzy. O tym, że lepiej z NFZ negocjować, przekonali się w 2010 roku. Szpitalowi udało się dojść do ugody w sprawie nadwykonań za 2009 rok. Z liczonej na ponad 830 tys. zł sumy udało się odzyskać 65 procent.
Wśród oddziałów, które przyjmują najwięcej pacjentów, liderem jest ginekologiczno-położniczy (przy 54 łóżkach aż 2.991 pacjentek).
- Taki wynik udaje się osiągnąć dzięki dużej liczbie porodów. Miesięcznie na świat przychodzi na naszym oddziale 99 - 100 noworodków - mówi Andrzej Swarbuła, p.o. ordynator oddziału. - Z moich obserwacji wynika, że bełchatowską placówkę wybierają coraz częściej kobiety spoza Bełchatowa.
Wzrost liczby porodów nikogo w Bełchatowie nie martwi, bo za nie NFZ musi pieniądze zwracać bez względu na limity. Z kolei na oddziale urologicznym odnotowano największy przyrost liczby pacjentów w porównaniu z ubiegłym rokiem. W ubiegłym było to 2.717 osób (przy 27 łóżkach na oddziale), podczas gdy w 2009 roku pacjentów było tu "tylko" 2.386.
- Miło mi to słyszeć - mówi o tej popularności ordynator oddziału dr Piotr Marks - Taki progres obserwujemy od kilku lat, ale rzeczywiście ostatni rok był bardzo pracowity.
Powodów Marks widzi kilka. Oprócz dobrej opinii wśród pacjentów, która przecież idzie w świat, wspomina o zwiększeniu kadry medycznej.
- Poza tym udało się oddział doposażyć w nowy sprzęt do różnych technik operacyjnych i to daje efekty - zaznacza ordynator. - No i wreszcie wskutek remontów innych placówek medycznych trafiali do nas częściej niż zwykle pacjenci z Łodzi, Piotrkowa, Łasku, Sieradza, Pabianic, a nawet Częstochowy.
Duży ruch był też na kardiologii. Tu przyjęto w ubiegłym roku aż 1.977 chorych (przy zaledwie 37 łóżkach na oddziale). Najczęstsze schorzenia to zaburzenia rytmu serca lub szybkie migotanie przedsionków.
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?