Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jarosław Kuźniar: Dziś słuchacze, widzowie, czytelnicy idą za autorem

Anita Czupryn
Anita Czupryn
Jarosław Kuźniar: Kiedy udostępniłem rozmowę z Tomkiem Sekielskim, otrzymałem feedback: „Tego potrzebowałam”
Jarosław Kuźniar: Kiedy udostępniłem rozmowę z Tomkiem Sekielskim, otrzymałem feedback: „Tego potrzebowałam” Materiały prasowe
Dostęp do wysokiej klasy narzędzi wszyscy mamy taki sam. Bardzo często największym problemem jest jednak to, jak to pokazać światu. To dziś największa praca do wykonania. Nawet jak już mamy dobre zdjęcia, ciekawy film, to trzeba znaleźć społeczność, która na to zerknie. Trzeba zadbać o społeczność wokół tych treści. Rozmawiać i być z Widzami – mówi Jarosław Kuźniar, dziennikarz i medialny przedsiębiorca.

Jakie jest życie po telewizji i po mediach mainstreamowych?

Pytanie, czym dziś są media mainstreamowe? Jak obserwuję słuchaczy czy widzów, to mam wrażenie, że każdy ma swój mainstream. I on jest trochę inny niż ten mainstream, o którym mainstream myśli, że w nim jest. Dzisiaj my wszyscy, jako twórcy, nadawcy, autorzy musimy nauczyć się jednej umiejętności: lepiej słuchać tych, dla których pracujemy i być z nimi bliżej niż kiedykolwiek. Do tej pory żyłem w mediach, w których to szefowie mówili co i jak trzeba robić, czego chcą widzowie. Mam jednak poczucie, że słuchacze, widzowie, czytelnicy idą współcześnie bardziej za autorem. Nie mówię tego ani złośliwie, ani przemądrzale jako były pracownik gigantów; ale widzę, jak to wygląda w Ameryce i chcę być gotowy na tę zmianę w Europie.

Jak wygląda?

Follow the Author, a nie follow media brand. To jest bardzo ciekawe i daje dużo różnych możliwości autorom. Praca nie polega jednak już tylko na przygotowaniu tekstu, filmu, podcastu, ale też trzeba skupić się nad jego dystrybucją. Do tej pory my, autorzy przygotowywaliśmy materiał, nadawcy go brali, i rzadko mówili, ile osób to obejrzało, ile przeczytało, ile się sprzedało. Dzisiaj wszystko jest mierzalne i policzalne. W takim świecie czuję się dobrze, bo lubię wyzwania.

Czuje się Pan prekursorem nowych mediów? Instynkt Pana nie zawiódł?

Nie wiem, czy jestem prekursorem, natomiast mam poczucie, że instynkt mnie do tej pory nie zawodził i chyba nie zawiódł również teraz. To poczucie bierze się też z tego, że robię kilka projektów jednocześnie. Staram się być przedsiębiorczy mimo 27 letniego backgroundu dziennikarskiego. Za każdym razem, pracując w mediach, pilnowałem, żeby nie skupiać się tylko na jednej rzeczy. Zawężanie się bywa dobre, specjalizacja to komfortowa rzecz, ale z drugiej strony odcinamy sobie inne możliwości. Ograniczamy swobodę. Patrzę na to z perspektywy mojego bezpieczeństwa psychicznego i finansowego, także dla mojej rodziny – kiedy gdzieś będzie szło słabiej, w innej przestrzeni jest szansa na rozwój. To w jakimś sensie daje mi odwagę, żeby pójść swoją drogą. Chociaż, przy okazji mojego pożegnania z Onetem, słyszałem, częściej nawet niż gdy odchodziłem z TVN-u: „Czy ty to naprawdę dobrze przemyślałeś?”

A jak odchodził Pan z TVN-u, nie mówili: „Chłopie! Zwariowałeś?!”

Tak, tak. Mówili: „Wyjdziesz stąd, a za drzwiami spotkasz swój koniec. Idź i go poznaj”. Moje odejście z TYVN-u było dynamiczne i nieplanowane. Rezygnacja z pracy Onecie była zaplanowana; tu nic nie było robione na wariata. Ale też wydaje mi się, że nie było lepszego momentu, żeby odejść. Spoglądając na rynek, widać, że, generalnie, dobrej jakości treść wideo może przygotować każdy. Dostęp do wysokiej klasy narzędzi wszyscy mamy taki sam. Bardzo często największym problemem jest jednak to, jak to pokazać światu. To dziś największa praca do wykonania. Nawet jak już mamy dobre zdjęcia, ciekawy film, to trzeba znaleźć społeczność, która na to zerknie. Trzeba zadbać o społeczność wokół tych treści. Rozmawiać i być z Widzami.

Dziś każdy może pokazać to, co zrobił w mediach społecznościowych.
W social media zacząłem się bawić w momencie, kiedy one się pojawiły w Polsce na dobre, czyli gdzieś w 2007 roku. Wtedy też zaczynałem swoją pracę w telewizji. Robiłem wiele, by były to dla mnie równoległe światy. Udało mi się zbudować społeczność, która – jak to dzisiaj widzę – jest ze mną w różnych nowych miejscach, które tworzę. Może nie jest to skala milionów telewizyjnych widzów, chociaż to też są mity, ale jest to świadoma grupa, która pozwala mi swobodnie oddychać. To ci, którzy są realnie zainteresowani opowiadanymi prze mnie historiami i czekają na więcej.

„Jak już raz dotkniesz mikrofonu i kamery, to nie znikasz” – to Pana zdanie.

Było jeszcze drugie – że aby nie zniknąć, trzeba się naprawdę napracować. Praca ze społecznością jest trochę jak rozmowa z przyjaciółmi. Tylko że do przyjaciela nawet jak zadzwonisz raz na pół roku czy rok on nadal będzie twoim najwierniejszym druhem i nie będzie miał pretensji, że milczałeś. Przy społeczności jest inaczej - jeżeli chcę, aby ludzie regularnie oglądali, słuchali, czytali to, co robię, muszę z nimi regularnie być i regularnie coś dla nich mieć. Tu trzeba rozmawiać cały czas. W Onecie premiery dokumentów podróżniczych były w niedziele o 12. Pokazywaliśmy je na żywo. Spędzałem za każdym razem prawie dwie godziny z widzami; przed emisją, w trakcie i po. Prosiłem o pytania, w trakcie premiery odpowiadałem, opiekowałem się ludźmi także po wspólnym oglądaniu. Nie może to być więc tylko jednokierunkowe: mam coś, wrzucam do sieci i róbcie sobie z tym co chcecie, ja idę dalej. W tej sposób trudno zbudować jakąkolwiek relację. A dzisiaj wszystko jest bardzo relacyjne; żeby taka relacja była trwała, to odbiorcy oczekują od nas większej uwagi i trzeba im ją dać.

Kiedy pracował Pan w stacji TVN, a później w Onecie, to czuł, że ma na coś wpływ?

Kiedy pracowałem w telewizji, miałem wpływ głównie na siebie samego; na moje zachowanie przed kamerą, mój sposób pracy. To było jedyne, co zależało ode mnie. W Onecie zdecydowanie miałem większą odpowiedzialność. To był wpływ na dobór gości do programu, na to, gdzie to będzie pokazywane, w jakiej formie. Ale miałem też duży wpływ na to z jakimi partnerami biznesowymi pracujemy. Uczestniczyłem w spotkaniach, na których rozmawialiśmy z Klientami o tym, jaką treść chcemy przygotować, na co nasi widzowie zerkną, co może być interesujące dla marki, dla mnie i dla Widza Onet RANO. To było dla mnie nowym wyzwaniem. Dało mi wiedzę, doświadczenie i przekonanie, że czas spróbować działać totalnie na moich zasadach.

Na co dzisiaj chciałby Pan mieć wpływ, jeśli chodzi o pracę?

Po raz pierwszy jestem w sytuacji, kiedy nie goni mnie czas na planie. Dzięki temu więcej uwagi mogę oddać moim gościom. Jeżeli chcemy rozmawiać dwie godziny – jest na to przestrzeń. W ogóle nie interesują mnie krótsze formy. Chciałbym mieć jak największy wpływ na jakość robionego przeze mnie contentu. Chcę skupiać się na wersjach premium treści. Chcę mieć wpływ na to jak i gdzie są pokazywane. Chcę sprawiać by słuchacze, widzowie, czytelnicy nie uciekali po chwili. A wiemy, że bodźców do ucieczki jest dzisiaj dużo. Na to więc chciałbym mieć wpływ największy – aby ludzie byli ze mną jak najczęściej i jak najdłużej.

Tym bardziej musi Pan zabiegać o tych partnerów biznesowych, którzy chcieliby za to zapłacić?

Wcale nie jest trudno przekonać do tego partnera. Trudniej jest sprawić, żeby odbiorcy widząc, że pewna treść powstała w partnerstwie z marką, ktoś na dobrej jakości wideo wyłożył pieniądze, nadal mieli poczucie, że jest to atrakcyjna treść, która daje im wiedzę, rozrywkę, frajdę. To jest wyzwanie – zrobić coś, co również i dla mnie jako twórcy byłoby ciekawe, ważne i żebym nie miał w związku z tym poczucia wstydu. Dzisiaj rzeczywiście jest tak, że pracuję z partnerami biznesowymi i dzięki współpracy z nimi mam pieniądze na to, żeby wyprodukować bardzo dobrej jakości audycje. Ale za chwilę chcę zrobić coś, co będzie dla mnie ostatecznym „sprawdzam”. Popatrzmy szerzej – na przykład Darek Rosiak czy Tomek Sekielski korzystają z platformy Patronite. Poprzez ten portal zwrócili się do swoich widzów, słuchaczy, czytelników: „Znamy się, wiecie, co chcemy zrobić. Jeśli zapłacicie, to będziemy mieć pieniądze na to, żeby to zrobić”. Mają więc własnych patronów, inaczej mówiąc – właścicieli. Ja chciałbym jeszcze tej jesieni, bez pomocy Patronite, zaproponować na swojej platformie Voice House trzy modele płatnych treści, które będę produkował. Będą gwarantowały jakość i regularność. Trafiałyby one do widzów i słuchaczy za pomocą paywalla. Kiedy zdecydują się za nie zapłacić, to będzie oznaczało, że ich sympatia i lojalność do tego co robię była prawdziwa. Będzie też sporo bonusów dla tych, którzy do tego klubu zbudowanego wokół mnie dołączą. Wiem, że w dużych mediach to się już dzieje, ja chciałbym spróbować tego z moimi widzami, słuchaczami i czytelnikami. Widzę, jak to działa w Stanach Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii; chciałbym zobaczyć, jak to może pracować na polskim rynku, w absolutnej niezależności od wszelkich platform. Chcę to robić przez własne miejsce.

Moje doświadczenie mówi, że tam, gdzie jest szczerość i autentyczność, tam ludzie zawsze będą się garnąć.

To prawda. Moim słuchaczom, widzom chcę powiedzieć: „Jestem wobec ciebie szczery, jestem autentyczny; znamy się prawie od 30 lat, odkąd pracuję na antenie. Mogłeś słuchać i oglądać to, co przygotowałem za darmo, dzięki reklamom. Dobrze wiesz, że każda dobra treść, aby mogła powstać, wymaga pieniędzy”. Pewne rzeczy będę produkował we współpracy z partnerami – wówczas może to być dla widzów i słuchaczy bonus. Ale będą też takie materiały, które chciałbym robić dzięki wsparciu członków klubu. Tylko wtedy będzie mnie na to stać. Dla mnie samego, po tylu latach pracy w mediach to jest jeden z najciekawszych momentów. Chcę tego spróbować.

Oprócz konwencjonalnych, dziennikarskich działań musi Pan ogarniać i PR, i marketing, wymyślać strategie, planować subskrypcje. Co to w takim razie znaczy dziś być dziennikarzem?

O sobie mówię multiinstrumentalista. Na zajęciach ze studentami przygotowuję ich na to, czego nie bardzo lubią słuchać – że dzisiaj nie tylko coś napiszą, nagrają, ale muszą też umieć to sprzedać. Doprowadzić odbiorców do redakcyjnego paywalla. To oznacza, że będą musieli wykonać dużo pracy, żeby ktoś im uwierzył i zaufał, że warto będzie za to zapłacić. Za chwilę w Polsce dobrych darmowych treści nie będzie. Czytałem ostatnio opracowanie, które mówi o tym, że prawda będzie tylko za paywallem. Prawda – w rozumieniu sprawdzonych, dobrych i na wysokim poziomie treści, dostępnych dla tych, którzy za nie zapłacą. Sama pani wie, że aby coś dobrego powstało, trochę czasu trzeba temu poświęcić. Trzeba się do tego przygotować, trzeba to umieć zrobić, a jeszcze sam tekst też nie wystarcza; czasem potrzebna jest wersja audio, czasem wersja wideo, czasem zrobienie fotografii. Pamiętam jeszcze w TVN24 rozmowę z Pawłem Wilkowiczem, sportowym dziennikarzem, wtedy w „Rzeczpospolitej”, który przyjechał do stacji rano i powiedział: „Od wczoraj wszyscy mamy tablety, szef powiedział, że to jest teraz nasze narzędzie pracy, nie wystarczy, abym tylko coś napisał. Muszę być obecny w social mediach, muszę być w kontakcie z moimi czytelnikami. Muszę umieć nagrać film, zrobić zdjęcie, napisać tekst, komentarz i to od razu po konferencji”. To jest trudne, to wymaga dużo pracy, czasem powoduje rozkojarzenie, a czasem zmusza do tego, żebyśmy poświęcili mniej uwagi temu, czemu powinniśmy poświęcić tej uwagi więcej. Ale jednocześnie wymaga się, aby poprowadzić czytelnika od momentu, kiedy nad czymś pracujemy, do momentu, kiedy mówimy: „Gotowe! Zapraszam, przeczytaj. Moja redakcja uznała, że musisz za to zapłacić, więc zaufaj mi, że to jest tego warte. Wyłóż parę złotych na to, abyś miał dostęp do tej treści, bo dzięki tym pieniądzom ja mam szansę za chwilę znów zrobić coś dobrego dla ciebie”. Dziennikarz musi dziś umieć w mądry sposób sprzedać treść, którą przygotował, a ona musi być na tych samych zasadach, jak do tej pory: uczciwa i nie gorsza niż była.

Kiedy pojawią się płatne treści na Pana platformie?
Myślę, że najpóźniej w listopadzie.

Rzucenie się na głęboką wodę ma związek z tym, że lubi Pan ekstremalne sytuacje?

(Śmiech). Nie. Ale może to być jakiś rodzaj ekstremalnych rozwiązań. Tylko, że to co dzisiaj wydaje się ekstremalne, za chwilę będzie czymś naturalnym. Chcę być po prostu w tym miejscu szybciej niż inni. Oczywiście, że nie jest łatwo, bo zawsze gorzej mają ci, którzy są na początku drogi i muszą przecierać szlaki. Ale, powiem to jeszcze raz – w Stanach Zjednoczonych to działa. Wierzę, że nawet gdy nie będzie to od razu duża skala Widowni, zrobimy razem fajne rzeczy.

No właśnie – przecież nie będzie Pan tego wszystkiego robił sam.

Nie, choć sytuacja jest podobna, do tej, która zaistniała, kiedy założyłem biuro podróży. Wszystkim się wtedy wydawało, że jeśli jedzie Kuźniar, to oni też jadą, a jak Kuźniar nie jedzie, to nie ma wyprawy. Dziś jest inaczej, bo mamy COVID-ową sytuację, ale udało się też zebrać grupę Współpracowników, którzy sprawiają, że biuro podróży działa niezależnie od tego, czy Kuźniar jedzie, czy nie. Ja daję gwarancję i jakość. W medialnym przypadku chciałbym zbudować taką platformę, na której byłbym tylko jednym z autorów. Każdy, kto będzie chciał spróbować, będzie miał tu miejsce. Jeżeli umie przygotować treść, zbudować wokół siebie społeczność – jestem, mogę pomóc, chciałbym działać networkingowo. Daję ci narzędzia, a ty zadbaj o dobrej jakości robotę. Dziś, gdy spojrzymy na YouTube czy Spotify, to są to cudne miejsca, ale nigdy nie są do końca nasze. Ja uważam, że fajnie mieć swoje miejsce.

Co Pana napędza? Co daje siłę i satysfakcję?

Satysfakcję daje mi to, że nie robię niczego do szuflady, że ma to swoją widownię i swoją słuchalność. Wszystkie wcześniejsze umiejętności radiowe, prasowe, telewizyjne czy internetowe bardzo się dzisiaj przydają. To, że wciąż mam coś za rogiem, daje mi siłę.

Co dziś ma sens w dziennikarskim życiu i kim powinien być dziennikarz w latach 20. XXI wieku?

Myślę, że tu akurat nic się nie zmieniło. Nawet jeśli dziś jesteśmy trochę na pograniczu marketingu, public relations, to cały czas nasza robota u podstaw musi być dziennikarska. Tego nie zmienimy i tego nie da się oszukać. Tego oczekują od nas nasi czytelnicy, słuchacze, widzowie. Oni dziś są w różnych miejscach i my te miejsca musimy poznać, aby ich złapać. Tak naprawdę więc dziś musimy się nauczyć tego, jak pokazać to, co dobrego zrobiliśmy. Musimy wejść w nowe buty, nowe kompetencje; dołożyć sobie kompetencji do tych, które już do tej pory mieliśmy. Można rzec, tu historia zatoczyła koło, bo nic się nie zmienia, tylko doszły zupełnie nowe rzeczy, dzięki którym nasi widzowie mogą powiedzieć: „Ile jest teraz miejsc, z których mogę czerpać wiedzę!”. Tylko że niedługo po tym zaczną się zastanawiać, czy to, co czerpią, to na pewno jest wiedza.

Wrócę więc do tego, od czego zaczęliśmy rozmowę. Co dzisiaj jest mainstreamem?

Dla jednych będzie to, co czytają na Twitterze. Dla drugich mainstreamem jest to, co napisze „Gazeta Wyborcza”. Trzeci sięgną po „Polskę The Times”, dla kolejnych będą to nagłówki na Onecie, a dla jeszcze innych to, co jest na Wirtualnej Polsce, bo niektórzy myślą, że to dwa różne światy. A ja patrzę na tych, którzy czerpią wiedzę ode mnie i dla mnie mainstreamem są moi słuchacze. Kiedy w końcówce lat 90. pracowałem w Programie Trzecim Polskiego Radia, to mieliśmy ogromny szacunek do słuchaczy, bo wiedzieliśmy, że oni bardzo często posiadają większą wiedzę niż my - mówiący do nich. Umiejętność słuchania i rozmawiania z nimi sprawiała, że wszyscy na tym wygrywaliśmy. Ostatnio, kiedy udostępniłem rozmowę z Tomkiem Sekielskim, otrzymałem feedback, który brzmiał następująco: „Tego potrzebowałam. Czasu, spokoju i szczerości”. Dla mnie tego rodzaju słuchacze, którzy w ten sposób podchodzą do treści, to jest mainstream.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Jarosław Kuźniar: Dziś słuchacze, widzowie, czytelnicy idą za autorem - Portal i.pl

Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto