Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nowy Tomyśl. Iwona Łopata i jej gliniane cuda! Poznajcie jej pasję

Julia Kasperczak
Julia Kasperczak
Iwona Łopata od kilku lat posiada własną pracownię, w której tworzy gliniane wyroby.
Iwona Łopata od kilku lat posiada własną pracownię, w której tworzy gliniane wyroby. Julia Kasperczak
Iwona Łopata wraz z rodziną mieszka w Przyłęku. Swoją przygodę z gliną rozpoczęła 8 lat temu. Jak sama mówi – może mówić o niej godzinami. Jej dzieła możecie kupić w sklepie, którego jest właścicielką. Poznajcie jej historię!

Początki z gliną

- Przychodzi taki czas w życiu, że dzieci są na tyle dorosłe, że nie potrzebują już rodziców. Przychodzi wtedy pustka. Tak było u mnie. Wtedy zaczęłam szukać czegoś, żeby tę pustkę wypełnić i trafiłam na glinę

– mówi. Opowiada, że w tamtym czasie otworzyła sklep, gdzie przyszła do niej kobieta, która zapytała czy nie chce sprzedawać jej szkatułek. Później okazało się, że prowadzi warsztaty z dekupażu.

„Pojechałyśmy z córką, żeby nauczyć się tej techniki. Jednak, gdy przyjechałyśmy dowiedziałam się, że pan Szymon, mąż tej kobiety zajmuje się gliną. Wtedy dekupaż poszedł w odstawkę i zajęłam się wyrabianiem z gliny” - mówi Iwona. Wspomina, że na początku, gdy nie miała własnego pieca, jeździła wypalać swoje dzieła właśnie do niego.

- Wszystko mieliśmy popakowane w kartonach. Mąż jechał chyba 20km/h, żeby nic się nie zniszczyło

– mówi z uśmiechem.

Po jakimś czasie dorobiła się swojego pieca, a teraz ma ich aż trzy. Od 5 lat posiada także własną pracownię, w której może tworzyć swoje dzieła. Dodaje, że czas, w którym trafiła w swoim życiu na glinę był idealny, ponieważ wcześniej zniechęciłaby się do tego z powodu braku czasu.

Glina nigdy się nie nudzi

Mówi nam, że jest wiele różnych technik wyrabiania oraz gatunków gliny. Można także wypalać ją w różnych temperaturach, a efekt zawsze wychodzi inny.

- To chyba nigdy mi się nie znudzi. A gdy się tak stanie, to poznaję nową technikę i uczę się jej

– opowiada Iwona Łopata, jednak zaznacza, że jej ulubioną, jest technika „z kuli”. Wspomina nam również, że podczas lepienia potrafi się wyłączyć. Lubi także w czasie pracy posłuchać muzyki relaksacyjnej i zapalić świeczki, aby się odprężyć.

Na warsztatach lepi się całymi dniami

Czasami jeździ na warsztaty i plenery, gdzie jak mówi, czuje się jak ryba w wodzie, mogąc wyrabiać całymi dniami.

„Dziewczyny z Poznania, które mają własną pracownię, organizowały tygodniowy plener. Gdy wstawałyśmy rano – lepiłyśmy z gliny i tak siedziałyśmy do samego wieczora! Tylko lepienie i wypalanie” - wspomina. Mówi też, że sama jest samoukiem, a na plenerze były osoby, które skończyły szkoły plastyczne.

- Ten wyjazd pozwolił mi uwierzyć w siebie. Pokazał, że też potrafię i moje pracę nie różnią się od pozostałych

– tłumaczy. Iwona lubi się kształcić i uczestniczy w plenerach oraz kursach, ale także sama prowadzi zajęcia. Przed pandemią prowadziła warsztaty w Przyłęku, w którym mieszka. Czasami organizowała także zajęcia w swojej pracowni.

„Kiedyś organizowałam jednej pani urodziny z gliną” - wspomina.

Nie zawsze jest tak spokojnie

Mówi nam, że lepienie z gliny ją relaksuje, jednak nie zawsze jest tak spokojnie, ponieważ czasami potrafi coś nie wyjść.

„Miałam kiedyś taką sytuację, przez którą się zestresowałam. To było przed świętami Wielkanocnymi. Obiecałam całej rodzinie i wszystkim znajomym, że dostaną ode mnie piękne, wielkie jaja gliniane. Gdy poszły już do drugiego wypalania, nagle usłyszałam huk. Myślałam, że to burza na dworze. Niestety, okazało się, że temperatura w piecu zeszła w dół za szybko i jaja dosłownie wybuchły w środku” - opowiada z uśmiechem. Żartuje, że takie wyroby nazywają z rodziną „podjazdowymi”, ponieważ wszystko, co popęka rozsypywane jest, aby utwardzić podjazd.

archiwum prywatne

- Śmiejemy się też, że u nas w domu wszystko musi przejść kwarantannę, zanim pójdzie do sklepu. Aniołki, zanim dostaną metkę, stoją porozstawiane w domu na półkach

- opowiada. Dodaje też, że czasami kolor dzieł, które wypali, nie zawsze wyjdzie taki, jak chce. Tłumaczy nam, że często mogą wyjść dwa różne odcienie, używając tego samego szkliwa, a innego rodzaju gliny.

Faworytami są aniołki

Dziełami, które Iwona lubi robić najbardziej są aniołki. Jak mówi – to one przypasowały jej najlepiej i to w różnej postaci – zarówno stojące, jak i wiszące. Opowiada, że ma kilku stałych klientów, którzy regularnie je kupują.

- Znam taką panią, która ma całą ścianę w moich aniołach i często przesyła mi zdjęcia

– mówi. Oprócz nich, często robi także talerze, lecz jak wspomina z ich wypalaniem też bywało kiedyś różnie.

„Gdy zaczynałam wyrabiać talerze, na wzór wzięłam naszą zastawę. Wymierzyłam i okazało się, że mają średnicę 27 cm. Stwierdziłam, że te z gliny również zrobię takiej wielkości. Nie przewidziałam, że mogą skurczyć się podczas wypalania. I tak wyszły talerzyki deserowe” - śmieje się Iwona. Dodaje, że wyrabia także ptaszki, a kiedyś próbowała wyrobić szkatułkę.

Mimo tego, że czasami glina potrafi ją zaskoczyć, jest ona nieodłączną częścią jej życia. I jak sama mówi – nie potrafiłaby z niej już zrezygnować.

Iwona Łopata od kilku lat posiada własną pracownię, w której tworzy gliniane wyroby.

Nowy Tomyśl. Iwona Łopata i jej gliniane cuda! Poznajcie jej pasję

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowytomysl.naszemiasto.pl Nasze Miasto