Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rajskie wakacje i... piekielny powrót do domu 5-osobowej rodziny. Zdążyli tuż przed zamknięciem granic!

Jakub Czekała
Jakub Czekała
Koronawirus rozprzestrzenia się w zawrotnym tempie po Europie. Każdy dzień powoduje, że sytuacja jest coraz gorsza. Odczuwamy to w Polsce, odczuwają to również nasi rodacy, których wirus dopadł za granicą.

Obecnie trwają masowe powroty rodaków do kraju. Potęgują je ograniczenia stawiane w innych europejskich krajach. Poniżej historia rodziny Banasińkich z gminy Kuślin, której rajskie wakacje w Hiszpanii zamieniły się w piekielny powrót do kraju, walkę z czasem i ogromny stres. Udało im się, jednak dosłownie minuty zaważyły o tym, że dziś są w swoim domu na obowiązkowej – dwutygodniowej kwarantannie.

- Jesteśmy parą fotografów ślubnych. Poza sezonem, który w Polsce trwa od kwietnia do października, staramy się co roku wyjeżdżać z kraju na kilka tygodni, wykonując w tym czasie sesje zdjęciowe w cieplejszych częściach Europy, gdzie sezon w zasadzie trwa cały rok. W tym roku zaplanowaliśmy taki miesięczny wyjazd do Andaluzji – w południowej części Hiszpanii. W momencie wyjazdu słyszeliśmy już doniesienia z Chin o pojawieniu się koronawirusa, jednak nikt nie spodziewał się, że w ciągu kilku najbliższych tygodni, zmieni on życie mieszkańców całego świata – opowiadają nam.

Śledzili najświeższe doniesienia i z czasem zaczęli zdawać sobie sprawę z zagrożenia oraz tego, że sytuacja na świecie zmienia się diametralnie z dnia na dzień.
- Lot powrotny do domu mieliśmy zaplanowany na 25 marca i początkowo wydawało się, że do tego czasu będziemy mogli spokojnie cieszyć się piękną pogodą i klimatem śródziemnomorskim, mimo, iż już od jakiegoś czasu zrezygnowaliśmy z wyjazdów w atrakcyjne turystycznie miejsca, także wszystkie zaplanowane sesje zostały anulowane. Przełom nastąpił w momencie podjęcia przez Polskę decyzji o zamknięciu granic. Zaczęliśmy szukać możliwości jak wydostać się z Hiszpanii. Przeszukiwanie wszystkich możliwych połączeń lotniczych i lądowych niestety nic nie dały. Lotów albo nie było, albo były w takich cenach, że dla naszej 5-osobowej rodziny niestety poza zasięgiem. W zasadzie od piątku 13 marca nie rozmawialiśmy już o niczym innym. W sobotę zaczęliśmy się pakować, nadal nie wiedząc w jaki sposób wrócimy do Polski. Po południu dotarły do nas informacje, że jest akcja „Lot do domu” dla Polaków, którzy utknęli gdzieś za granicą i chcą wrócić do kraju, jednak nikt nie wiedział dokładnie, jak to będzie wyglądało, kiedy samoloty zostaną zorganizowane, a na infolinię nie dało się dodzwonić. Zaczęliśmy więc opracowywać plan przejazdu do kraju drogą lądową - wspominają 

Pojawiła się szansa powrotu samochodem
W Walencji nawiązali kontakt z rodakiem, który miał samochód i mógłby go wypożyczyć na przejazd. Od Walencji dzieliła ich jedna odległość 700 km, więc początkowo zrezygnowali z tej opcji.
- Zaczęliśmy szukać w wypożyczalniach samochodów na przejazd międzynarodowy. Opcje takie zawsze były dostępne, ale z powodu pandemii, wszystkie wypożyczalnie zablokowały ją na swoich stronach. Jeszcze w międzyczasie okazało się, że w sobotę po 22.00 będą już informacje na temat lotów czarterowych organizowanych przez polskiego przewoźnika. To tylko mieszało nam w głowie. Patrzyliśmy na nasze dzieci i nie wiedzieliśmy, co mamy robić. Rozważyliśmy wszystkie opcje, ryzyko zakażenia w przypadku podróży samolotem oraz fakt, iż Prezydent Hiszpanii wydał oświadczenie o zamknięciu granic kraju od godziny 0.00 w poniedziałek. Późnym wieczorem postanowiliśmy, że wyjeżdżamy z samego rana w niedzielę. Wypożyczonym na czas pobytu samochodem pojechaliśmy do Malagi. Tam zwróciliśmy go w wypożyczalni, aby wynająć inny z możliwością podróży w jedną stronę i wyruszyliśmy do Walencji. W czasie podróży przez Hiszpanię, widzieliśmy jak zmienił się ten kraj przez ostatnie godziny. Puste autostrady, stacje benzynowe z obsługą tylko przez „nocne okno”, zamknięte wszystkie publiczne toalety. Dotarliśmy do Lilri pod Walencją. Miasto było wymarłe. Żadnych ludzi na ulicach, wszystkie sklepy, bary, restauracje zamknięte. Mieszkańcy otrzymali alert o zakazie opuszczania swoich domów. Auto przepakowaliśmy w trybie ekspresowym. Zwłaszcza, że dotarły do nas informację o tym, że Niemcy zamykają swoją granicę z Francją o godzinie 8.00 z samego rana. Dopadły nas wątpliwości, czy jechać dalej, czy wracać do wynajętego jeszcze na 10 dni mieszkania na Costa del Sol? Od północy w Hiszpanii miały się zacząć kontrole na drogach i problemy w swobodnym przemieszczaniu się. Decyzja zapadła – jedziemy i za wszelką cenę staramy się wjechać do Niemiec przed 8.00 rano - kontynuują.

W ostatniej chwili
I tu zaczyna się wyścig z czasem polskiej rodziny. Wręcz nierealne odległości do pokonania w tak krótkim czasie i dodatkowo z 3 dzieci w wieku 3,7 i 13 upchanych w ciasnym samochodzie.
- Rozważaliśmy różne opcje trasy, jeśli okaże się, że nie pozwolą nam wjechać z Francji do Niemiec. Jechaliśmy niemal bez przerwy. O godzinie 7.40 dotarliśmy do granicy. Służby niemieckie i francuskie już przygotowywały się do ustawienia barierek i kontroli przejeżdżających aut. Nas jednak zapytano tylko o samopoczucie i pozwolono przejechać. Kamień spadł nam z serca. Czuliśmy się już bezpieczni, bo przecież do Polski mogą wjeżdżać jej obywatele. Na pierwszym parkingu zgasiliśmy silnik samochodu i wreszcie mogliśmy odpocząć.

Niespodzianka przed granicą
Już na spokojnie ruszyli w dalszą drogę. Nie wiedzieli jednak, co ich jeszcze tego dnia spotka.
Słyszeli co prawda o kontrolach na przejściu granicznym w Polsce. Ale to co zastali przeszło oczekiwania wszystkich, którzy tego wieczoru stanęli w 20-kiloterowym korku na przejściu granicznych w Świecku.

- Na granice dojechaliśmy o 19.30. Początkowo poruszaliśmy się o kilkaset metrów, średnio co pół godziny. Jednak około 22.00 ruch się zatrzymał. I tak staliśmy w bezruchu przez 12h. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Media milczały. W końcu pojawiły się szczątkowe informacje o zablokowaniu granicy przez kierowców ze Wschodu, którzy chcą wrócić tranzytem przez Polskę do swoich domów. Na granicy doszło do sytuacji kryzysowej. Wszystkie służby postawione w stan alarmowy, negocjacje z konsulem. Kolejka zaczęła się rozładowywać dopiero po godzinie 8.00 rano. Ostatecznie w samo południe w we wtorek , udało nam się przekroczyć granicę Państwa Polskiego, po prawie 3 dobach spędzonych w aucie. Przeszliśmy standardowe badanie temperatury oraz otrzymaliśmy zalecenie 14-sto dniowej kwarantanny. To była dla nas bardzo trudna i momentami dramatyczna podróż. Cieszymy się, że dotarliśmy bezpiecznie i mamy nadzieję, że ta decyzja zminimalizowała także możliwość zakażenia.Trzeba przyznać, że ogromnym wsparciem była także nasza rodzina, przyjaciele, znajomi i klienci, którzy przesyłami nam najświeższe informacje, pomagali opracować różne alternatywy trasy, zrobili zakupy. Takie osoby stanową wartość nie do przecenienia. Mamy nadzieję, że wszystkim nam, razem, uda się bezpiecznie dotrwać do końca tego kryzysu – zakończyli swoją opowieść.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowytomysl.naszemiasto.pl Nasze Miasto