Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tragedia pod Dusznikami. Nowe okoliczności zdarzenia! "Nie bójmy się pomagać" – apeluje kierowca, który najechał na wypadek jako pierwszy

Jakub Czekała
Jakub Czekała
Wracamy do sprawy nocnego wypadku pod Dusznikami. Okazało się, że służby o zdarzeniu powiadomił strażak - ochotnik z Wojnowic w gminie Opalenica, który najechał na wypadek, kilka chwil po zderzeniu audi z drzewami. To on wraz z dziewczyną, jako pierwsi udzielała pomocy poszkodowanym.

Chłopak powiedział nam, że wracali wraz z partnerką zauważyli auto na na drodze, obok leżał gałąź.

- Wracając od znajomych zauważyliśmy auto na środku drogi. W pierwszym momencie nie wyglądało to tak poważnie, raczej jak gałąź która spadła na samochód. Zatrzymaliśmy się na poboczu włączyliśmy światła awaryjne i poszliśmy zapytać czy „wszystko ok i czy nie potrzeba pomocy”. Pasażer stał zaklinowany pomiędzy błotnikiem, a belką, bo próbował wydostać się z wraku. Wyciągnęliśmy go z potrzasku. Kierowca był uwięziony. Wyjąłem telefon i zacząłem wzywać służby – mówi nam.

Dodaje, że podczas zgłaszania, w miejscu, w którym chwile wcześniej był zaklinowany pasażer, pojawił się ogień.

- Mając telefon przy uchu pobiegłem po gaśnice i ugasiłem ogień – dodaje.

Nasz rozmówca służy w OSP, więc wiedział jak się zachować i o ile samo zdarzenie nie było dla niego szokiem, to już zachowanie innych negatywnie go zaskoczyło.

- W tej nocy nie byliśmy sami na drodze. Podczas gaszenia wraku zauważyłem, jak auto które jechało kilka minut po nas zawróciło i pojechało gdzieś indziej, nikt nawet nie zapytał, czy pomoc mimo iż moja dziewczyna im kiwała, że pomocy potrzebujemy. Chwile później kierowcy samochodów ciężarowych, którzy również tam najechali, przyszli zobaczyć, co się dzieje, zrobili kilka zdjęć, zadzwonili do znajomych z okolicznego osp i również wrócili do aut zawrócili i odjechali. W tym momencie przekazałem opiekę nad pasażerem swojej dziewczynie, a sam zająłem się kierowcą uwięzionym w aucie. Chwile później na miejsce dotarły pierwsze służby – mówi nam.

Ochotnik z Wojnowic prosił, by nie podawać jego danych, bo jak podkreślił – nie robił tego dla sławy.

Tragedia pod Dusznikami. Nowe okoliczności zdarzenia! "Nie b...

- Uważam, że to normalny odruch pomóc innym w potrzebie. Dla mnie najważniejsze jest to, że nie zostawiliśmy ludzi w potrzebie. Zrobiliśmy tyle ile szło zrobić w tej sytuacji. Jedyne co mnie przeraziło to postawa innych osób postronnych i znieczulica. To trzeba powiedzieć głośno, samo wezwanie służb, czy podanie gaśnicy z bagażnika może być czasami na wagę złota. Nikt inny tego nie zrobił. To nic nie kosztuje, a może komuś uratować życie. Jeśli miałbym rozładowany telefon albo nie miałbym gaśnicy to mógłby być 2 ofiary śmiertelne… - kończy.

AKTUALIZACJA:
Z naszą redakcją skontaktował się kierowca jednej z ciężarówek, o których wspominał w wypowiedzi nasz wcześniejszy rozmówca. Nie zgadza się on z częścią informacji, jakie pojawiły się w materiale:

- Poczułem się nieco dotknięty słowami, że kierowcy zrobili sobie zdjęcia, podzwonili po znajomych i odjechali. Gdy dotarłem na miejsce wypadku, przede mną stał już jeden tir. Pobiegłem zobaczyć co się stało, bo wyglądało na zderzenie czołowe – mówi nam i dodaje: - W momencie, gdy dobiegłem, jeden poszkodowany siedział na środku drogi, drugi był w pojeździe. Widziałem też osobę, która zgłaszała wypadek służbom – relacjonuje.

Dodaje, że sam jest strażakiem - ochotnikiem, widząc, że nie ma szans, by bez specjalistycznych narzędzi dostać się do uwięzionego w kompletnie zmiażdżonym audi, a także mając swoje doświadczenia z machiną działania systemu 112, gdzie zgłoszenie w Poznaniu trwa nieco dłużej, niż wcześniej, gdy dzwoniło się bezpośrednio do komendy powiatowej, postanowił powiadomić znajomych w Osp Duszniki, by ci szybciej zebrali się w remizie, zanim jeszcze nadejdzie alarm:

- W nocy wszystko trwa nieco dłużej, bo większość śpi, a w tym wypadku liczyła się każda sekunda. Uważam, że dobrze postąpiłem, bo pomóc temu zakleszczonemu nie było można, a przy tym drugim, przytomnym były osoby. Następnie, znając charakterystykę tego typu działań nakazałem innym kierowcom zabranie ciężarówkę i odjechanie, by nie blokować miejsca dojazdu służb ratunkowych. To nie tak, że porobiliśmy sobie zdjęcia i nie obchodziło nas nic. W tego typu zdarzeniach są emocje, jest adrenalina, nie wszystko na pierwszy rzut oka wygląda tak prosto – opowiada nam

.
I dodaje, że sam odjechał dopiero, gdy na miejsce dotarły pierwsze zastępy strażaków i od nich usłyszał, że może odjechać.

Dane kierowcy ciężarówki również do wiadomości redakcji.

Apelujemy do naszych czytelników, ale i do tych wszystkich, którzy będą świadkami jakiegoś zdarzenia, w którym zagrożone jest zdrowie i życie – nie bójcie się pomagać, nawet jeśli nie umiecie - bo już samo powiadomienie o niebezpieczeństwie, to pomoc. Nie ignorujcie danych sytuacji, myśląc „że ktoś już pewnie zadzwonił”. Lepiej sprawdzić, zapytać, ocenić stan i wezwać służby, niż odwrócić głowę w drugą stronę i myśleć, że „przecież mnie to nie dotyczy”.

Nie bójmy się pomagać, to nic nie kosztuje – nie ważne, czy dotyczy, to wypadku komunikacyjnego, czy osoby leżącej na ulicy. Nie ma nic cenniejszego – niż uratowanie komuś życia. Najlepiej wiedzą to ci, którym już to się kiedyś udało.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szamotuly.naszemiasto.pl Nasze Miasto