Miejsce 2: DOA: Dead or Alive
Zanim przejdziemy do kolejnego „wyczynu” Uwe Bolla, zatrzymajmy się chwile przy Dead or Alive. Co ciekawe, w tym wypadku za reżyserię odpowiada Corey Yuen, znany m.in. z filmów z tuzami azjatyckiego kina walki, jak Jet Li, Jackie Chan czy nawet legendarny Bruce Lee. Co prawda sceny walki w Dead or Alive zostały skonstruowane całkiem dobrze technicznie, ale ich znaczne przerysowanie sprawiło, że ostatecznie wyglądają groteskowo i kiczowato. To jednak najmniejszy minus tej produkcji.
Pokrótce: tajemniczy turniej walki na ukrytej wyspie oraz protagonista próbujący stworzyć ludzką superbroń. Główne bohaterki to natomiast pięć, roznegliżowanych i przerysowanych do granic możliwości kobiet, które dodatkowo odgrywane są przez niezbyt utalentowane aktorki. Mało tego, w trakcie filmu również bohaterki zostają zmodyfikowane, dzięki czemu wykonują akrobacje, których nie powstydziłby się Dom latających sztyletów, ale bez polotu tego ostatniego. DOA: Dead or Alive to kolejny przykład tego, że nie wszystkie elementy z gier, sprawdzą się równie dobrze w ekranizacji filmowej.