Region: Wakacje w siodle - ZDJĘCIA!
I choć Szymon od pewnego czasu nie wybierał się w dalsze wycieczki, to w końcu to nastąpiło. Szymon w trasę ruszył, jednak nie sam...
- Nie jeżdżę już sam. Teraz zwykle podróżuję z moją dziewczyną - mówi nam Szymon. - Jeżdżę mniej niż kiedyś, jednak bardzo cieszy mnie, że udało mi się zarazić Karolkę moją największą pasją. W zeszłym roku pojechaliśmy nad morze. Kiedy dotarliśmy na miejsce byłem z niej dumny. Oczywiście jasne było, że skoro zaliczyliśmy już północ, południe to tylko kwestia czasu. I tak minął rok, zbliżał się kolejny urlop. Otworzyliśmy mapę, nakreśliliśmy kilka opcji. Kilka nakreślonych linii pokrywało się z trasą mojej podróży dookoła Polski. Pomyślałem, że to dobra okazja, żeby osobiście mogła doświadczyć małego fragmentu mojej największej przygody. No i przyznam się, że ja również chciałem wrócić w tamte miejsca - opowiada nam.
Podróż się rozpoczęła. Pierwszego dnia Szymon z Karoliną dojechali do Nowej Soli, gdzie odwiedzili swoich przyjaciół. Po czasie spędzonym razem z nimi pojechali dalej, po około 40 kolejnych kilometrach, gdy zaczynało się już ściemniać podróżnicy rozbili namiot: - Był, to ogród prywatnego domu właściciela hotelu robotniczego, który okazał się zapalonym rowerzystą i choć nie miał żadnego wolnego pokoju, nie miał też sumienia odsyłać nas z kwitkiem - wspomina.
Drugiego dnia pojechali do Niemiec. - Między Bad Maskau, a Gorlitz, wzdłuż Odry wiedzie fantastyczna, malownicza ścieżka rowerowa, jednak tego dnia wciąż zmagaliśmy się z przelotnymi, ale dość intensywnymi opadami deszczu i tak jechaliśmy od przystanku do przystanku, gdzieś pod daszek, gdzieś pod drzewko. Trzeciego dnia skierowaliśmy się w stronę Bogatyni, stamtąd jest prosta droga do Świeradowa. Prosta, o ile pojedzie się przez Czechy. Tego dnia Karolka miała szanse po raz pierwszy zmierzyć się z prawdziwymi górami i prawdziwymi podjazdami, dlatego też około 14 zatrzymaliśmy się w Świeradowie Zdroju i siedząc na balkonie górskiej chatki cieszyliśmy się widokiem otaczających nas gór, sącząc wytwory lokalnego browaru - relacjonuje Szymon.
Czwarty dzień, to Mirsk, Lwówek Śląski, czyli partnerskie miasto z Lwówkiem, miastem rodzinnym Szymona, a następnie Piotrowice: Spaliśmy w gigantycznym kompleksie folwarczno - pałacowym, w pokoju hostelu przerobionym z obory. Był to budynek tak wielki, że od klatki schodowej do pokoju jechałem rowerem przez korytarz, bo było za daleko żeby iść. Kompleks robił niesamowite wrażenie. Swoją wielkością, ilością zakamarków, a przede wszystkim tym, że był opustoszały i zaniedbany. Rewelacyjna sceneria, żeby nakręcić horror... np. o dwójce rowerzystów, którzy zatrzymali się tam na noc - śmieje się.
Dzień szósty, to Osetno, Rawicz i Jarocin, gdzie nasi podróżnicy zwiedzili m.in. Spichlerz Polskiego Rocka. Tam Szymon został rozpoznany, jako bębniarz Karawany Eskimosów, przez kobietę, która kiedyś była na koncercie zespołu. Po nocy w Rawiczu przyszedł czas na powrót do domu. W sumie rowerzyści w siedem dni przejechali 725 kilometrów i przeżyli kolejną wspaniałą przygodę. Gdzie pojadą dalej? - Tego jeszcze nie wiemy - kończy opowieść Szymon.
Jak czytać kolory szlaków turystycznych?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?