Nowy Tomyśl: Brak szans na wiadukt?

Faktem jest, że brak wiaduktu już od dawna doskwiera zarówno mieszkańcom, jak i kierowcom, którzy codziennie pokonują ten wojewódzki odcinek trasy.

Wczoraj w Starostwie Powiatowym w Nowym Tomyślu odbyła się konferencja prasowa z wicemarszałkiem Wojciechem Jankowiakiem oraz starostą Ireneuszem Kozeckim. Głównym tematem spotkania były sprawy związane z planami uruchomienia przez województwo wielkopolskie tak zwanej kolei metropolitalnej (szerzej o sprawie napiszemy już za tydzień -przyp.red.). Okazuje się możliwym, że Nowy Tomyśl też może zostać w projekcie uwzględniony, jeżeli oczywiście będzie odpowiednia ilość pasażerów, którzy zapełniliby pociągi. Zwiększenie ilości, jak i częstotliwości dowozów jest ważne, jednak wiąże się to też z tym, że jeszcze częściej może być zamykany przejazd. Co to oznacza dla nowotomyskich kierowców? Tylko jedno - więcej zatorów w tym miejscu.

Podczas spotkania pojawił się nieunikniony również w tym wypadku temat budowy w mieście wiaduktu, bo o tą inwestycję nieustannie proszą kierowcy. Wicemarszałek województwa wielkopolskiego Wojciech Jankowiak nie miał jednak żadnych rewolucyjnych wiadomości w tym temacie:

- Wiadukt nad linią kolejową w Nowym Tomyślu został przez nas wpisany w Wojewódzki Plan Transportowy i zdajemy sobie sprawę, jak dla lokalnej społeczności to ważna inwestycja. Zrobiliśmy obliczenia, które wykazały, że koszt jego budowy, to około 25 - 28 milionów złotych - mówił podczas konferencji. - Nie będę ukrywał, że przed rokiem 2020 raczej inwestycja nie zostanie zrealizowana. Nie mamy obecnie wolnych środków, które moglibyśmy przeznaczyć na ten cel - powiedział.

Marszałek przyznał również, że wcześniej realizacja nie znajdowała się w planach inwestycyjnych, zaś poważne starania o wiadukt nowotomyskich samorządów ruszyły dopiero około dwóch lat temu.
Dlaczego 2020 rok? Wiąże się to z kolejnym rozdaniem unijnych środków. A co jeśli, to nie nastąpi? Czarny scenariusz na razie nie jest brany pod uwagę. Jednak w takiej sytuacji pozostaje szukanie pieniędzy ze środków własnych.

Czy nie ma więc żadnych szans na rozładowanie w mieście zatorów, które szczególnie nasilają się po godzinie 14, gdy pracę kończą największe miejskie zakłady? Alternatywną propozycję możliwego rozwiązania zaproponował Wojciechowi Jankowiakowi starosta nowotomyski Ireneusz Kozecki. Zwrócił on uwagę, że południowa część miasta paraliżuje się nie tylko przez bardzo często zamykany przejazd, ale również - co jest z tym związane - rondo na obwodnicy miasta, które zastawiają czekające w korku samochody:
- W oczekiwaniu na budowę wiaduktu, moglibyśmy chociaż nieco spróbować odkorkować miasto np. poprzez zmiany na rondzie - zwracał się do marszałka Ireneusz Kozecki.

Zdaniem starosty rondo można byłoby obniżyć, tak by kierowca na nie wjeżdżający, mógł sprawdzić czy przejazd na Kolejowej jest czy go nie ma. Inną możliwością jest również zainstalowanie sygnalizacji świetlnej od strony miasta, która regulowałaby ruch, w czasie zamykania przejazdu. Marszałek obiecał podjąć rozmowy w tym temacie.

Jak widać zatem w sprawie wiaduktu pozostaje tylko czekać, lobbować i liczyć na to, że środki się na inwestycję znajdą. A jeśli nie? Czy zdesperowani kierowcy nie zablokują w ramach protestu kolejowej magistrali by zwrócić uwagę na nowotomyski problem? I takie głosy wśród mieszkańców się już pojawiały...
Światełkiem w tunelu są Plewiska. Tam, również po wielu latach starań, ale i protestach mieszkańców, udało się w końcu wywalczyć budowę wiaduktu, który ma tam powstać.